Złudzenie odrzucenia u twórcy
Pamiętam swoje początki gdy zaczynałem tworzenie treści do Internetu.
Nie było łatwo. Pozwól więc, że opowiem Ci pewną historię.
Dokładnie 13 lat temu, w 2007 roku, opublikowałem swój pierwszy film w internecie. Screencast (widok pulpitu) z narracją. Problemem było udostępnienie tego ludziom, bo YouTube publikował wtedy tylko nagrania w jakości 240p z limitem długości 3 minuty, a ja nagrywałem filmy mające po 15+ minut i 3x lepszą rozdzielczość.
Dystrybucja była więc prosta — film leżał spakowany w archiwum ZIP na moim serwerze. Trzeba było go pobrać, rozpakować i oglądać.
Coś takiego jak “komentarze pod filmem” nie istniało. Ludzie komentowali to co publikowałem, wysyłając do mnie maile (komu się oczywiście chciało).
Minęły trzy miesiące od publikacji pierwszego odcinka. Dostałem łącznie 8 komentarzy (na maila). Pamiętam rozmowę z moim kolegą.
— ludziom nie przypadły do gustu moje filmy. Nie dość, że im się nie podobają, to jeszcze mi piszą różne niemiłe rzeczy. Jest mi przykro.
— co Ci napisali?
— jeden mi napisał, że mam brzydki głos, jeden wspomniał, że to bez sensu co robię, bo w USA są lepsi ode mnie… czterech w sumie wspomniało, że mam beznadziejną dykcję i niewyraźnie mówię. Dwóch ostatnich to nawet nie rozumiem, bo oni się rozpisali, co by mi zrobili, gdyby spotkali “takiego cwaniaka jak ja” na ulicy :(
— weź to olej i nagrywaj dalej
— ale po co? to działa tak, że człowiek ma pomysł, daje go do testów do ludzi i zbiera opinie. Albo się podoba, albo się nie podoba. U mnie wyszło, że się nie podoba, no to kończę eksperyment.
— powiedz mi, ile osób ściągnęło te Twoje pliki? Tak łącznie.
— no nie wiem… jakieś 12 tysięcy? Coś koło tego.
— człowieku! na 12 tysięcy pobrań dostałeś OSIEM negatywnych komentarzy. O co Ci chodzi? Weź to olej.
— ale nie dostałem ani jednego pozytywnego. No to chyba nikomu się nie podobało? może Ci ludzie ściągali moje pliki, uznawali to za niezły shit i nawet im się nie chciało klienta mailowego otwierać aby do mnie pisać?
— no jest taka opcja. Ale to jednak mało prawdopodobne. Brałeś pod uwagę, że żyjesz w Polsce, a nie w jakimś USA?
— co to ma do rzeczy?
— u nas nie ma pochwał. Jak pracownik dobrze pracuje, to łaski nikomu nie robi, bo za dobrą pracę dostaje wynagrodzenie i dobra praca to jego obowiązek. Jak coś zawali, to dostanie upomnienie, naganę i będą po nim jechać. W Polsce jak napiszesz poprawnie kod aplikacji, to szef do Ciebie nie podejdzie i nie powie “oh Marian! good job! You are AWESOME!”.
Mamy inną kulturę. Weź do tego przywyknij.
Kilka lat później poszedłem do pracy do polskiej korporacji. Słowa kolegi potwierdziły się. Robisz coś dobrze? to rób dalej. Robisz źle? to zostaniesz publicznie upomniany, a czasami wyśmiany (zależnie od poziomu kultury szefa i jego aktualnego nastroju).
Otrzymywałem jedynie negatywne opinie, lub jak to mówił szef, był to “feedback prostujący, który miał mnie wbić na właściwe ścieżki, abym już nigdy więcej feedbacku nie potrzebował”.
Ta definicja zakładała, że informacja zwrotna może być tylko negatywna.
W okolicach 2013 roku zatrudniłem się w amerykańskiej korporacji. Pisałem sobie spokojnie kod do automatyzacji zadań. Nagle dostałem maila od kolegi z teamu (Hindus mieszkający w USA) o tytule “W sprawie projektu XYZ”. Mentalnie nastawiłem się na stertę uwag. Otworzyłem wiadomość.
Mail zawierał wypunktowane pochwały na temat elementów aplikacji które napisałem i miał załączonego jednego fixa do zrobienia.
“Co jest?!” — pomyślałem. To było skrajnie miłe, ale i niespotykane. Miałem 27 lat i pierwszy raz od czasów opuszczenia podstawówki, osoba nie będąca moim bliskim kolegą/koleżanką czy częścią mojej rodziny pochwaliła mnie za to, co zrobiłem.
Później było tylko lepiej. Pochwały od szefa (Hindus). Później od szefa mojego szefa (Francuz). Później od szefa działu z którym współpracowałem (Amerykanin). Nie miało znaczenia skąd pochodziła osoba — oni po prostu doceniali pracę innych. Totalny szok kulturowy. Było to dla mnie tak skrajnie dziwne, że nawet pojawiły mi się w głowie teorie spiskowe, czy ci wszyscy ludzie nie są w zmowie i czy nie robią sobie ze mnie żartów.
Mój sposób myślenia drastycznie się zmienił. “Gdy człowiek robi dobrze, trzeba mu o tym powiedzieć!”. Niby takie oczywiste, a jednak dla mnie odkrywcze.
Nie mam tutaj na myśli sztucznych, nieszczerych pochwał.
Z pewnością któryś z twórców internetowych tworzy coś, co bardzo Ci się podoba. Twój znajomy założył bloga? Ktoś nagrał pierwszy odcinek podcastu? a może ktoś ze strachem w oczach nagrał swój pierwszy film na YouTube?
Uważasz, że film jest taki 6/10? To świetnie! Napisz jemu/jej, że jest 6/10 i dorzuć poradę, co można zrobić aby było lepiej, bo w komentarzach odezwą się tylko ludzie dla których film jest w kategorii “mniej niż zero”. Twój komentarz pomimo tego, że nie super pozytywny, będzie nadzieją dla twórcy.
Twórca, zwłaszcza u początków swojej kariery potrzebuje wsparcia i feedbacku. Komentuj i pisz co myślisz na temat jego twórczości, ale przepuść swój komentarz przez filtry:
- czy kogoś on rani? (jeśli tak, nie publikuj!)
- czy jest konstruktywny i można na jego podstawie coś zmienić? (“masz krzywy nos” to może być prawda, ale twórca prawdopodobnie niewiele z tym zrobi aby Cię uszczęśliwić).
- czy da się to napisać kulturalniej? (“może warto do następnego filmu wrzucić jakieś jednolite tło, bo ta tapeta z kaczuszkami bardzo mnie rozprasza” brzmi lepiej od “masz beznadziejną tapetę za plecami! prawie się porzygałem”)
W naszym kraju do głosu najpierw dochodzą hejterzy. Później napiera na twórce sztab marudzących ludzi. Później nadchodzą porównywacze (bo XYZ zrobił to lepiej, bo w USA robią inaczej, bo kiedyś to były czasy, a teraz to nie ma czasów 😉).
A gdzie są te pozostałe dziesiątki, czy nawet setki tysięcy normalnych osób? Spokojnie czytają/oglądają/słuchają treści znalezione w necie i myślą sobie w duchu “fajne to!”.
Dlaczego o tym piszę?
W kółko powtarza się ta sama historia, którą obserwuję nawet w swoim otoczeniu.
- Kolega nagrał jeden film na YouTube. Dostał DWA negatywne komentarze. Przestał nagrywać.
- Znajomy napisał tekst na blogu. Po miesiącu dostał JEDEN negatywny komentarz. Jedyny pod jego tekstem. Przestał pisać.
Tu nie chodzi o ilość tych komentarzy, bo ona jest śmieszna. Tu chodzi o to, że film pierwszego twórcy oglądnięty został ponad 90 razy (początkujący mają takie liczby wyświetleń. To nic dziwnego) i ani jedna osoba nie napisała nawet “może być, zobaczymy jak Twój kanał się rozwinie. Nagrywaj dalej.”.
Na bloga drugiego z nich na ten konkretny artykuł weszło prawie 200 osób i tylko jedna napisała cokolwiek i to od razu było to coś niemiłego. Zero pozytywów pod tekstem.
Złudzenie odrzucenia
Ja nazywam to zjawisko złudzeniem odrzucenia. Z powodu braku pozytywnych opinii, twórca za sensowne zaczyna uznawać nawet najbardziej absurdalne hejty.
Całe to uczucie bycia odrzuconym jako twórca, to tylko złudzenie. Niestety każdy kolejny, negatywny komentarz utwierdza osobę czytającą takie teksty, że faktycznie jej twórczość jest do niczego.
Dodatkowo, “hejt rodzi hejt”. Jeśli jedna osoba napisze “masz krzywy nos”, to inni, którzy do tej pory zupełnie tego nie widzieli, zaczną wtórować tej pierwszej i skupiać się na krzywiźnie nosa youtubera zamiast na merytoryce kanału.
Co możesz z tym zrobić?
Doceń dowolnego — zwłaszcza początkującego — Twórcę internetowego.
Napisz mu coś miłego, ale tylko wtedy, gdy faktycznie myślisz to, co chcesz napisać. Nie ściemniaj.
Przez brak pozytywnej informacji zwrotnej od odbiorcy, miliony twórców na świecie poddaje się i porzuca pisanie, nagrywanie i wszelkie inne formy aktywności w sieci.
Ludzie są brutalni i lubią komuś dowalić — Ty taki nie bądź.
—
Inne moje teksty, które mogą Cię zainteresować: