Protest nauczycieli —co im dać jeśli nie kasę?
Unknow, a Ty popierasz strajk nauczycieli, czy nie?
Czy popieram fakt, że protestują? TAK.
Czy popieram ich postulaty? zdecydowanie NIE.
Nauczyciele zarabiają za mało. Ich praca jest wyceniona poniżej realnej wartości jaką wypracowują i to jest fakt.
Nie zgadzam się jednak z pomysłem, aby każdemu nauczycielowi podnieść pensję o 1000zł (pierwsza wersja postulatów), ani aby została ona podniesiona o 30% (wersja druga postulatów).
Jestem za tym, aby “uwolnić” zawód nauczyciela.
Płaca nauczycieli jest centralnie sterowana i wprost zależna od stażu pracy i ich tytułu (stażysta, kontraktor, mianowany, dyplomowany itp). Nie za bardzo da się powiększyć swoją pensję. Można co prawda dostać np. 127zł dopłaty za wychowawstwo klasy, albo dwucyfrową dopłatę za przygotowanie dzieci do olimpiady, ale to są grosze.
Czy nauczyciel to ważny zawód?
W necie pojawiło się sporo komentarzy opisujących, jakie to niemoty zostają nauczycielami — częściowo się z tym zgadzam.
Myślałem dziś o czasach swojej podstawówki. Do głowy przyszło mi kilka nauczycielek z tamtego okresu.
Nauczycielka polskiego — zakrzewiła we mnie nienawiść do książek, poezji i ogólnie czytania. Dzięki niej dowiedziałem się także, że jestem głupim dzieckiem. Do czasów liceum nie przeczytałem w całości żadnej książki.
Nauczycielka matematyki — pokazała mi jak bardzo bezużyteczna jest matematyka. Jej powiedzenie “po co Ci to? aby egzamin zdać!” mieszkało w mojej głowie przez lata.
Nauczycielka historii — dzięki niej pół życia myślałem, że historia jest skrajnie nudna.
Chodziłem do skrajnie patologicznej szkoły podstawowej. Później na szczęście poszedłem do liceum.
Tamtejsza nauczycielka języka polskiego pokazała mi, że poezja może być fajna — trzeba ją tylko zrozumieć. Z jej pomocą nauczyłem się też całkiem zgrabnie pisać teksty. Sam z własnej woli kupiłem wtedy i przeczytałem (dobrowolnie!) pierwszy tom Harrego Pottera (to były zupełnie inne czasy, wtedy się go czytało, a nie paliło).
Nauczyciel przedsiębiorczości tak na mnie wpłynął, że jeszcze przed zdaniem matury pobiegłem do urzędu miasta i zarejestrowałem tam swoją pierwszą firmę, co zupełnie odmieniło moje życie.
Później poszedłem na studia. Tam poznałem nauczyciela ekonomii — miły starszy pan, który sprawił, że pokochałem tę dziedzinę wiedzy. Zacząłem chłonąć wszystko, co dotyczyło ekonomii.
Poznałem też zakochanego w matematyce, sympatycznego gościa palącego fajkę, który pokazywał studentom jak wspaniała jest matematyka — niewiele brakowało, a uwierzyłbym mu na tyle, że poszedłbym studiować matematykę.
Nauczyciel to zawód, który bezpośrednio wpływa na życie innych ludzi — najczęściej dzieci. Może im wpoić miłość do nauki, a równie dobrze nienawiść do zdobywania wiedzy. Może w nich rozpalić pasję, albo zgasić ostatni płomyk tlącej się w dziecku nadziei. To nauczyciele wpędzili niejednego człowieka w kompleksy. To także oni dodali niejednemu skrzydeł.
Nauczyciele są różni. Od patologii, po pasjonatów — przerobiłem wszystkich. Każdy z nich był inny, jak więc możemy wrzucić ich do jednego worka z napisem “nauczyciele” i oferować wszystkim równą podwyżkę?
Niemoty wśród nauczycieli
Prawdą jest, że wielu nauczycieli nie ma powołania, a przekazywanie wiedzy nie jest ich pasją — to dla nich robota jak każda inna.
Ze względu na skrajnie niskie zarobki, zawód nauczyciela może wybrać jedna z dwóch typów osób:
a) pasjonat z misją zmiany świata na lepsze
b) totalny ciamajda, który do niczego innego się nie nadaje
A co z ludźmi, którzy nie chcą pracować dla idei, ale chcą być naprawdę dobrymi pracownikami i sumiennie uczyć ludzi?
Są zbyt inteligentni, aby wybrać pracę na głodowych stawkach. Tacy najczęściej idą do korpo.
Dam inny przykład — aktualnie powstaje nam w kraju “Cyber Armia”, czyli grupa super wyszkolonych hackerów, którzy (w teorii) będą pracować dla rządu.
Tylko kto tam pójdzie? pensja jaką oferują, jest średnio 2x niższa od tej, którą taki zdolny gość dostanie w sektorze prywatnym. Kto więc się zainteresuje takim stanowiskiem? przeciętniak lub skrajny patriota pracujący dla idei. A jaka mocna będzie armia złożona z przeciętniaków? No właśnie…
Tak samo jest z nauczycielami. Zdolni ludzie powinni patrzeć na zawód nauczyciela jak na prawdziwą SZANSĘ na KARIERĘ, a nie jak na odpowiednik zesłania na Sybir.
To niech zmienią pracę! Nikt im nie broni!
Tak, słyszałem o tym, że ‘junior java developer’ w przeciętnym korpo dostaje w pierwszej pracy więcej kasy na rękę niż nauczyciel mianowany po wypracowaniu 10 lat — to prawda.
Jaki z tego wniosek należy wysunąć?
Wszyscy zostańmy junior java developerami!
Po co nam strażacy? Niech ci goście programują w Javie!
Do czego nam policjanci? po co mają protestować? niech się lepiej uczą Javy!
Taksówkarze protestują? a już się Javy nauczyli?
Nauczyciele protestują? uczcie się Javy ludzie! Programujcie!
Tak… a teraz wyobraź sobie świat bez policji, straży pożarnej i nauczycieli (ten bez taksówkarzy wyobrażam sobie codziennie — to przyjemna wizja).
Istnieją zawody, które są z ekonomicznego punktu widzenia nierentowne. One są jednak filarami na których opiera się nasze społeczeństwo, a konkretnie jego bezpieczeństwo, rozwój i edukacja.
Dlaczego propozycja jaką dostali nauczyciele to zło
Nauczycielom obiecano, że do 2020 roku ich pensja zostanie zwiększona, ale pod warunkiem, że będą wyrabiali więcej godzin w szkole. Brzmi fajnie?
Powiedzmy, że szkoła posługuje się jednostką etato-ucznio-godzina. Czyli taką jednostką alokacji pracy nauczyciela, na którą wpływają trzy parametry: ilość możliwych do obsadzenia etatów w szkole, ilość uczniów i ilość godzin danego przedmiotu (wg planu nauczania).
Rząd proponuje, że każdy nauczyciel weźmie na siebie więcej godzin i wtedy będzie podwyżka. To jak wygląda nasze równanie?
Ilość godzin per nauczyciel się ZWIĘKSZY. Ilość uczniów pozostanie bez zmian. Ilość godzin programowych w planach lekcji nie ulegnie zmianie.
To który parametr trzeba dostosować, aby matematyka się zgodziła w równaniu? Liczbę etatów — trzeba ją ZMNIEJSZYĆ.
Dla przykładu:
Mamy w szkole 4 nauczycieli i każdy uczy przez 4 godziny dziennie. Musimy teraz zwiększyć liczbę przepracowanych godzin przez jednego nauczyciela do np. 5/dzień.
4 x 4 = 16h do dyspozycji (załóżmy, że tyle wymaga program nauczania).
Aby każdemu nauczycielowi dać po 5 godzin, musielibyśmy wymyślić jakiś nowy przedmiot nauczania, bo inaczej się nie da (4 x 5 = 20h. Mamy zbyteczne 4h).
Co w takim razie robimy w praktyce?
2 nauczycieli dostaje po 5h/dzień = 10h
trzeci, najlepszy nauczyciel dostaje 6h/dzień (więc i on zarabia więcej)
Razem mamy zagospodarowane 16h, czyli matematyka się zgadza.
Co nam się nie zgadza?
Mamy jednego bezrobotnego nauczyciela. Pozbywamy się więc najsłabszego z listy. Tak to się skończy, gdy nauczyciele zaakceptują propozycję jaką dziś dostali — tzw. ‘dolne 10%’ nauczycieli pójdzie na bruk.
Co proponuję?
Proponuję uwolnienie zawodu nauczyciela. Na start wszyscy dostają tyle samo pieniędzy — jak dotychczas. Później jednak zaczyna działać wolny rynek.
Najsłabsi są zwalniani, a ci którzy osiągają dobre wyniki i są dobrze oceniani przez samych uczniów (a ci uczniowie osiągają przy tym dobre wyniki na egzaminach, olimpiadach itp), mają szansę na awans. Wysokość premii nie jest limitowana — nie ma więc ‘szklanego sufitu’, a ‘sky is the limit’. Im lepszy jesteś, tym więcej zarabiasz.
Niech kariera w oświacie nie różni się od kariery w IT.
W szkołach też potrzebujemy prawdziwych wymiataczy w swoim fachu.
Jak szef firmy chce wziąć super-programistę z 20 letnim stażem, to wie, że musi przygotować 5-cyfrową kwotę i to nie z jedynką na początku.
Gdy dyrektor szkoły chce zatrudnić nauczyciela, to wyciąga 3600zł i za to może mieć super ambitnego wymiatacza z 20 letnim stażem, jak i totalnego ciamajdę, który do żadnej innej pracy się nie nadaje. Ten pierwszy pomimo swoich zdolności i osiągnięć nie zarobi więcej.
Obecny system wyceny pracy nauczycieli jest skrajnie niesprawiedliwy. Tracą na tym wszyscy — od nauczycieli, poprzez uczniów, a na całym kraju kończąc (bo mamy szkoły przepełnione słabymi ludźmi, którzy nie dbają o rozwój naszych dzieci).
Kolejna konieczna zmiana, to pozbycie się Karty Nauczyciela — to taka tarcza ochronna dla beznadziejnych pedagogów i zarazem kajdany dla tych wybitnych. Karta ta nie pozwala na pozbycie się (w prosty sposób) kiepskiego nauczyciela, więc jej usunięcie to jeden z ważniejszych elementów całej idei zmian.
Sama podwyżka o 10, 20, czy nawet 30% zupełnie nic nie zmieni. Starzy nauczyciele, którzy od lat demotywują młodzież i leczą w szkołach swoje kompleksy, nie zaczną nagle uczyć lepiej, ciekawiej i nie zmienią swojego podejścia do pracy. Po prostu zgarną więcej kasy. Tu potrzebna jest zmiana, która wpłynie na stan umysłu — zmotywuje ich do działania, a konsekwencją tego działania i przemiany będzie KASA.
Nauczyciel dobrze robią, że protestują — muszą pokazać, że są społecznie ważni. Niech tylko nie wyskakują z głupimi pomysłami +1000, czy +30%, bo to tylko sprawia, że opinia publiczna się z nich śmieje, a telewizja robi z nich darmozjadów, którymi nie są.
Moim marzeniem jest, aby ze wszystkich szkół w Polsce — poprzez normalne działanie wolnego rynku — wykruszyli się wszyscy patologiczni nauczyciele, a ci najlepsi, którzy na to zasługują, aby dostali płacę adekwatną do tego jak wielki (pozytywny) wpływ na społeczeństwo mają i jakie efekty osiągają.
Zgadzasz się z tym tekstem?
To udostępnij go gdzieś w social mediach (Facebook, Twitter itp)
Inne moje teksty — rzuć okiem ⤵️